Zmarła po trzech operacjach plastycznych naraz w ramach barteru. Co doprowadziło do tragedii?
Liposukcja, plastyka nosa i powiększenie piersi wykonane podczas jednej sesji operacyjnej — to połączenie trzech inwazyjnych zabiegów, które może stanowić skrajne obciążenie dla organizmu. W tym artykule wyjaśniamy, dlaczego wielogodzinna procedura chirurgiczna niesie za sobą ryzyko przekroczenia granic fizjologicznej wytrzymałości ciała — nawet u młodych i pozornie zdrowych pacjentek.
Kolejna influenserka tym razem mozambijska Ana Bárbara Buhr Buldrini, znana szerzej jako Ana B, była u szczytu swojej kariery medialnej. Świeżo po ślubie, z niemal 800 tysiącami obserwujących na Instagramie, postanowiła połączyć podróż poślubną do Stambułu z estetyczną metamorfozą. Niestety, to co miało być początkiem nowego etapu życia, zakończyło się dramatem – śmiercią młodej kobiety na stole operacyjnym po połączeniu trzech poważnych zabiegów: powiększenia piersi, liposukcji oraz rynoplastyki (korekty nosa).
Choć dla obserwatorów mogło się to wydawać ekscytującym projektem z gatunku „before & after”, dla jej organizmu była to skrajnie ryzykowna kombinacja operacji, każda z osobna niosąca swoje obciążenia, a razem – stanowiąca kumulację zagrożeń przekraczających granice bezpieczeństwa.
Zabiegi miały charakter barterowy – klinika zaoferowała operacje bez opłat, w zamian za promocję w mediach społecznościowych. Taka praktyka staje się coraz bardziej powszechna wśród influencerek, które wykorzystują swoją rozpoznawalność jako walutę. W tym przypadku jednak to „wynagrodzenie w zasięgach” kosztowało życie.
Zamiast relacji z kolejnych etapów rekonwalescencji, widzowie Ana B otrzymali tragiczny komunikat o jej śmierci.
To nie był przypadek, to nie był los – to był efekt niepokojącego trendu, w którym marketing zaczyna dyktować warunki w medycynie. Tam, gdzie powinien decydować rozsądek, kwalifikacja medyczna i troska o zdrowie pacjenta – coraz częściej króluje współpraca, hashtagi i kalkulacja PR-owa. Tym razem nie skończyło się na udanej kampanii wizerunkowej chirurga i kliniki. Skończyło się śmiercią człowieka, który oddał swoje ciało pod skalpel nie jako pacjent, lecz jako marka.
To nie clickbait.
To śmiertelne skutki zderzenia chirurgii plastycznej z bezrefleksyjnym światem promocji online.
Trzy operacje na raz? Medyczny absurd – i śmiertelne ryzyko
W środowisku chirurgii plastycznej coraz częściej mówi się o niepokojącym trendzie, który zagraża bezpieczeństwu pacjentów: presji na wykonywanie wielu operacji podczas jednej sesji, najczęściej z inicjatywy samych pacjentów, pragnących „kompleksowej” metamorfozy. Wiele klinik ulega tej presji, traktując ją jako element konkurencyjności, niekiedy kosztem zdrowego rozsądku i zasad bezpieczeństwa.
Powiększenie piersi, liposukcja i rynoplastyka to trzy zupełnie różne operacje:
- każda wymaga innego zakresu pracy chirurgicznej,
- angażuje inne obszary anatomiczne i
- generuje własne ryzyko powikłań i komplikacji.
Łączenie ich w jeden maraton chirurgiczny, jak w przypadku Any B., nie tylko wydłuża czas trwania znieczulenia ogólnego, ale też zaburza możliwości oceny stanu pacjenta w czasie rzeczywistym i po operacji. W rzeczywistości takie postępowanie może przypominać stan organizmu po ciężkim wypadku komunikacyjnym, z urazami w wielu obszarach ciała jednocześnie – i tak należy to rozpatrywać.
Co dzieje się z organizmem podczas takiej operacyjnej „kombinacji”?
✅ Długie znieczulenie ogólne:
Standardowa, bezpieczna długość znieczulenia to ok. 2–4 godzin. Po przekroczeniu 6 godzin rośnie ryzyko depresji oddechowej, obniżenia ciśnienia, zaburzeń rytmu serca i wydłużonego wybudzania. Pacjent, który pozostaje znieczulony przez 7–8 godzin, ma wyraźnie zwiększone ryzyko niedotlenienia mózgu, arytmii i problemów metabolicznych.
✅ Utrata krwi i płynów:
Każda z wymienionych procedur wiąże się z mikrokrwawieniem i koniecznością uzupełniania płynów infuzyjnych. Gdy dochodzi do jednoczesnej manipulacji np. w okolicach piersi, brzucha i nosa – chirurg musi kontrolować kilka źródeł utraty krwi jednocześnie, co zwiększa ryzyko błędów i przeoczenia niebezpiecznego krwawienia wewnętrznego.
✅ Zaburzenia elektrolitowe i termiczne:
Podczas długich operacji zaburza się równowaga sodowo-potasowa oraz gospodarka wapniowa. Dochodzi też często do wychłodzenia ciała, co wpływa na krzepliwość krwi i możliwość wystąpienia tzw. triady śmierci chirurgicznej: hipotermii, kwasicy metabolicznej i koagulopatii.
✅ Zwiększone ryzyko zakrzepicy i zatorowości płucnej:
Pacjent leży nieruchomo przez wiele godzin, a stres operacyjny powoduje wzrost czynników prozakrzepowych. W połączeniu z odwodnieniem może to skutkować zatorowością płucną – jedną z najczęstszych przyczyn nagłych zgonów pooperacyjnych, szczególnie w chirurgii estetycznej.
✅ Arytmie i zatrzymanie krążenia:
Długotrwałe działanie leków anestetycznych, obniżenie poziomu glukozy, stres fizjologiczny i ból prowadzą do nadmiernego pobudzenia układu współczulnego, które u osób osłabionych lub niedożywionych (jak często u modelek i influencerek) może wywołać migotanie komór lub asystolię, czyli zatrzymanie akcji serca.
„Świadomy pacjent to bezpieczny pacjent „
– Anna Jaskiewicz Aesthetic.Expert by Golden Medical Media
Trzy operacje = trzy niezależne źródła powikłań
To, co w oczach pacjentów i influencerów może wyglądać jak praktyczne „wszystko w jednym” – kompletna transformacja w jeden dzień – w rzeczywistości stanowi poważne wyzwanie diagnostyczne i kliniczne.
Każda z tych operacji – powiększenie piersi, liposukcja i rynoplastyka – wiąże się z innym rodzajem bólu, obrzęku, ryzykiem zakażenia i powikłań wewnętrznych. Gdy pacjent zaczyna gorączkować, ma problemy z oddychaniem lub dochodzi do obrzęków czy spadku ciśnienia – lekarz nie ma jasnych wskazówek, który zabieg jest źródłem problemu.
W takich sytuacjach łatwo o błędne decyzje i opóźnione reakcje, a czas odgrywa najważniejszą rolę w zapobieganiu poważnym konsekwencjom zdrowotnym. Nałożenie na siebie kilku procedur generuje chaos, który utrudnia wdrożenie szybkiego i adekwatnego leczenia.
W przypadku Any Bárbary Buhr Buldrini, zatrzymanie krążenia nastąpiło po kilku godzinach operacji. Oficjalnie klinika poinformowała o „nagłym migotaniu komór itd…”, jednak biorąc pod uwagę:
- ekstremalne przeciążenie organizmu kilkoma dużymi zabiegami,
- wcześniejsze spożycie alkoholu i jedzenia mimo zaleceń postu przedoperacyjnego,
- przyspieszenie terminu operacji o kilka dni,
– należy zadać sobie pytanie:
czy tej tragedii naprawdę nie dało się przewidzieć?
Wszystkie znaki ostrzegawcze były obecne – zabrakło tylko decyzji, by je uszanować.
Medycyna barterowa to nie reklama szminki – to igranie z ludzkim zdrowiem i życiem
W świecie influencerów, wiele marek – od kosmetyków po ubrania – chętnie oferuje produkty w zamian za zasięg. Post, story, kilka tagów i link w bio – transakcja zawarta. Tyle że chirurgia plastyczna to nie tusz do rzęs ani serum przeciwzmarszczkowe. A jednak coraz więcej klinik – szczególnie w popularnych krajach turystyki medycznej, takich jak Turcja, Meksyk, Tajlandia czy Dubaj – wchodzi w niebezpieczną grę: zabieg w zamian za reklamę.
Influencerka z setkami tysięcy obserwatorów, atrakcyjna wizualnie, aktywna na Instagramie, często traktowana jest jak chodzący billboard. Klinika zapewnia operację za darmo (czyli za dziesiątki godzin pracy zespołu medycznego), oczekując w zamian szeregu treści promujących „cudowną przemianę” i „profesjonalną obsługę”. Brzmi jak transakcja win-win? Tylko na papierze.
Jak naprawdę wygląda rzeczywistość, gdy operacja staje się „barterem medialnym”?
- Zaciera się fundament chirurgii plastycznej – indywidualna kwalifikacja i troska o pacjenta.
Zabieg chirurgiczny, szczególnie z zakresu estetyki, powinien być odpowiedzią na konkretną potrzebę zdrowotną lub psychologiczną pacjenta, a nie odpowiedzią na oczekiwania followersów czy grafik publikacji. Gdy operacja staje się częścią umowy promocyjnej, istnieje ryzyko, że przesłanki medyczne ustąpią miejsca marketingowym – a to pierwszy krok do przekroczenia granicy etyki. - Zabieg staje się „projektem medialnym”, a nie procesem terapeutycznym.
Naturalna dynamika leczenia – przygotowanie, bezpieczeństwo, rekonwalescencja – zostaje podporządkowana estetyce przekazu. Chirurg jest często nieformalnie wciągany w narrację sukcesu online, w której nie ma miejsca na powikłania, nieprzewidywalność, ani ludzką fizjologię. Tymczasem organizm to nie scenariusz – reaguje stresem, bólem, krwawieniem. A każda operacja to poważne wyzwanie dla układu krążenia, odpornościowego i hormonalnego.
- Zaburzona zostaje relacja pacjent–lekarz.
Influencer występujący w roli pacjenta może nieświadomie przejąć rolę „partnera biznesowego”, a nie osoby, która ma w pełni zaufać profesjonalizmowi chirurga i jego decyzjom. W takich warunkach lekarz może czuć presję, by sprostać nie medycznym kryteriom bezpieczeństwa, lecz medialnym oczekiwaniom efektu końcowego. To cicha pułapka, która może osłabić czujność – i fizycznie, i decyzyjnie. - Czas i rytm procedury dyktowany jest zewnętrznym harmonogramem, a nie fizjologią pacjenta.
Jeśli operacja ma się odbyć, bo „jutro trzeba wrzucić content”, może dojść do skrócenia lub uproszczenia faz przygotowawczych – takich jak pełna diagnostyka, konsultacje internistyczne, badania hormonalne, optymalizacja nawodnienia czy psychologiczne przygotowanie. W chirurgii plastycznej szczególnie ważny jest balans pomiędzy chęcią poprawy wyglądu a rzeczywistymi możliwościami organizmu.
To nie straszenie – to głos rozsądku
Chirurgia plastyczna nie jest wrogiem marketingu. Ale kiedy marketing staje się silniejszy niż medycyna, zaczyna się niebezpieczny flirt z kompromisami, które mogą kosztować zdrowie lub życie pacjenta – jak w przypadku tragicznie zmarłej Any Buhr Buldrini.
Lekarz powinien pozostać lekarzem. Nawet wtedy – a może szczególnie wtedy – gdy kamera patrzy.
Bo ciało pacjenta nie działa na lajki. Działa na fizjologię, stres operacyjny i odpowiedzialność.
To nie tylko nieetyczne, ale niebezpieczne – zarówno dla pacjenta, jak i dla reputacji lekarza.
Gdy medycyna schodzi z piedestału
Kiedy lekarz wykonuje zabieg barterowy, zaczyna balansować między rolą eksperta a usługodawcą zależnym od opinii w social media. Influencerka, choć formalnie pacjentka, często traktuje siebie jak klienta VIP: wymaga efektu, tempa, komfortu. Tymczasem chirurgia plastyczna to nie hotel pięciogwiazdkowy. To nie miejsce, gdzie spełnia się życzenia. To poważna interwencja medyczna wymagająca konkretnej kwalifikacji, badań, przygotowania psychicznego i fizycznego, i – przede wszystkim – świadomości ryzyka.
Chirurg to nie sklepikarz , a operacja to nie rabat
Zabiegi estetyczne to nie promocja wakacyjna. A lekarz to nie sprzedawca pamiątek w kurorcie. Tymczasem wizerunek chirurgii plastycznej, szczególnie w mediach społecznościowych, jest coraz bardziej spłaszczany – z jednej strony przez influencerów prezentujących idealne „przemiany”, z drugiej przez kliniki kuszące łatwą dostępnością i błyszczącą estetyką wnętrz.
Prawdziwa chirurgia plastyczna:
- odbywa się w pełnym reżimie medycznym, a nie w rytmie współprac i promocji,
- wymaga czasu – na przygotowanie, konsultacje, badania i bezpieczną rekonwalescencję,
- kosztuje, bo obejmuje nie tylko operację, ale też odpowiedzialność całego zespołu – anestezjologa, instrumentariuszki, pielęgniarki, chirurga i opieki pooperacyjnej,
- nie nadaje się do szybkiego marketingu – bo ciało nie regeneruje się w tempie algorytmu Instagrama i nie działa na potrzeby zasięgu.
Barter to nie zawsze dobry deal
Barter w chirurgii plastycznej to pole minowe. Nie chodzi tylko o kwestię etyki, ale o realne ryzyko zdrowotne. A cena, jak pokazuje przypadek Any Buhr Buldrini, może być najwyższa. Bo ciało ludzkie nie rozumie kampanii marketingowych. Reaguje bólem, stresem, krwawieniem, wstrząsem.
Nie da się zapłacić lajkiem za jakość opieki.
Nie da się zareklamować życia – kiedy już go zabraknie.
Apel do lekarzy: chirurg to nie sprzedawca pamiątek
Z całym szacunkiem dla wolnego rynku, konkurencji i potrzeby reklamy – chirurg plastyczny nie jest handlarzem pamiątek z Krupówek. Nie wyprzedaje usług „na wagę lajków”, nie dostosowuje operacyjnego skalpela do godzin największego zasięgu w social media. Chirurgia plastyczna to nie stoisko z magnesami na lodówkę, tylko dziedzina medycyny, gdzie narzędziem jest skalpel, a stawką życie pacjenta.
Każdy zabieg operacyjny – nawet najbardziej „rutynowy” – to ingerencja w ludzką biologię. A każda decyzja chirurga niesie za sobą konsekwencje, które mogą być tragiczne w skutkach, jeśli proces medyczny zostanie wypaczony przez logikę promocji.
Barter? Reklama? Live ze stołu operacyjnego? To nie są elementy medycyny – to elementy PR‑u. I niebezpiecznego PR‑u, który rozmywa granicę między odpowiedzialnością lekarza a oczekiwaniami influencera.
Gdy „rozsądek” przegrywa z „ekspozycją”
W przypadku Any Buhr Buldrini doszło do kilku naruszeń, które w profesjonalnej praktyce nie powinny mieć miejsca:
- Przyspieszenie terminu operacji – nie z powodów zdrowotnych, lecz „bo pasowało do harmonogramu kliniki”.
- Brak reżimu przedoperacyjnego – dzień przed zabiegiem pacjentka jadła, piła alkohol i – co gorsza – towarzyszył jej chirurg.
- Zbyt duży zakres operacji za jednym razem – czyli klasyczny błąd wynikający z „chęci pokazania spektakularnego efektu”.
Każdy z tych punktów mógł być powodem odroczenia zabiegu. Ale żaden nie zadziałał jak „red flag”. Zadziałał natomiast algorytm promocji.
Gdzie kończy się zawód, a zaczyna teatr?
Lekarz, który zaczyna traktować swoją profesję jako scenę do występów medialnych, przestaje być lekarzem – a staje się aktorem w scenariuszu pisanym przez Instagram. Z pozoru wygląda to na nowoczesność, elastyczność i wyczucie trendów. Ale w praktyce? To często brak decyzyjności, która powinna być niezależna od mediów społecznościowych.
Chirurg nie może być zależny od układu marketingowego z pacjentem. Nie może czuć presji, że jeśli odmówi operacji lub ją przesunie, to straci „kontrakt reklamowy”.
Bo jego lojalność nie powinna być wobec marki. Powinna być wobec zdrowia i życia.
Dlaczego to ważne?
Chirurgia plastyczna długo walczyła o szacunek jako pełnoprawna dziedzina medycyny, a nie tylko „upiększanie” w wersji luksusowej. I wielu chirurgów przez lata budowało ten autorytet – szkoląc się, publikując, kwalifikując pacjentów w zgodzie z EBM (evidence-based medicine).
*Co to jest Evidence-Based Medicine (EBM)? Medycyna oparta na faktach, inaczej mówiąc medycyna oparta na dowodach naukowych, jest zbiorem najlepszych wiarygodnych aktualnych danych, które pozwalają precyzyjnie i dokładnie wykorzystać dostępne dowody naukowe w codziennej praktyce klinicznej.
Ale wystarczy kilka głośnych przypadków, jak ten z Aną B, by społeczne zaufanie do branży znów spadnie. Bo jeśli pacjent umiera po „zabiegu za lajki”, ludzie nie analizują detali – tylko pytają: „czy chirurgia plastyczna jest bezpieczna?”.
„Dlatego właśnie to lekarze muszą być pierwsi, którzy postawią tamę marketingowi, który wyprzedaje etykę.” – Barbara Szuszkiewicz Aesthetic.Expert by Golden Medical Media
Prawdziwy lekarz nie potrzebuje zasięgów, by wykonywać swój zawód
To nie zasięg decyduje o wartości chirurga, lecz liczba bezpiecznie przeprowadzonych operacji, szczerość w kwalifikacji i gotowość powiedzenia „nie” – nawet najbardziej medialnemu klientowi.
Każdy chirurg plastyczny, który wchodzi w relację barterową z influencerem, musi odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy w razie komplikacji, będę gotów spojrzeć rodzinie w oczy i powiedzieć:
„Tak, to była operacja w zamian za stories na Instagramie”? Odpowiedzieć publicznie na pytania i negatywne opinie?
Jeśli odpowiedź brzmi „nie” – to odpowiedzialność zaczyna się dziś. Nie od kolejnego posta. Ale od wewnętrznej granicy, której żaden etycznie wykonujący swój zawód lekarz nie przekroczy.
Turcja pod lupą, ale problem jest globalny – kiedy medycyna staje się show-biznesem
Turcja od lat ugruntowuje swoją pozycję jako światowe centrum chirurgii estetycznej. Kuszące pakiety „all inclusive”, nowoczesne kliniki, loty z transferem, opiekunki mówiące po angielsku i zabiegi łączone z wakacjami – to oferta, która działa na wyobraźnię pacjentów z Europy, Bliskiego Wschodu, Afryki i USA.
Jednak za błyszczącym PR-em często kryje się model działania oparty na masowości, pośpiechu i powierzchownej kwalifikacji. Konsultacja bywa skrócona do minimum lub prowadzona online na podstawie zdjęć. Harmonogram operacji ustalany jest pod dostępność lekarza, a nie fizjologiczne i psychiczne przygotowanie pacjenta. Często zapomina się, że chirurgia plastyczna, mimo że estetyczna, to jest chirurgia pełną definicją – z ryzykiem powikłań, zgonu, uszkodzenia tkanek i długim okresem rekonwalescencji.
Ale błędem byłoby ograniczać ten problem tylko do Stambułu czy Ankary.
Bo problem jest globalny.
Medycyna kontra spektakl
To, co jeszcze dekadę temu było zarezerwowane dla nielicznych, dziś bywa traktowane jak „standardowa” usługa, dostępna po kliknięciu w link afiliacyjny. Granica między zawodem lekarza a rolą marketingowca zaczyna się zacierać. Chirurg plastyczny, który jeszcze niedawno uczestniczył w kongresach naukowych i pisał artykuły o anatomii piersi, dziś prowadzi transmisję live z sali operacyjnej, bo „takie są oczekiwania widzów”. Ale czy napewno? Kto lekarzom to wmówił? Pacjenta nie interesuje technika zabiegu, dlatego powinni skupić się na bardzo dobrym przygotowaniu pacjentów do zabiegu i rekonwalescencji!
Niepokojące są przypadki, w których:
- influencer reklamuje zabieg jako „bezbolesny i szybki”, mimo że realnie wymaga wielu tygodni rekonwalescencji;
- lekarze pomijają informacje o możliwych komplikacjach, by nie zrazić odbiorców;
- pacjenci wybierają miejsce operacji nie na podstawie doświadczenia chirurga, a na podstawie… ilości lajków pod rolką na Instagramie.
- pacjenci nie są weryfikowani pod względem psychicznym, po prostu chirurdzy obawiają się, że pacjent pójdzie do innego, który mu nie zaleci wizyty u psychiatry.
Konsekwencje? Już je widzimy
Śmierć Any Buhr Buldrini nie jest jednostkowym przypadkiem – to tragiczny skutek całego systemu, w którym medycyna podporządkowana została contentowi. Wielogodzinne operacje łączone, słabe przygotowanie, presja reklamowa i brak szczerej komunikacji – to wszystko składa się na rosnącą liczbę powikłań i zgonów po zabiegach estetycznych na całym świecie.
Pacjent przestaje być pacjentem, a staje się elementem kampanii marketingowej.
A lekarz? Gdy pozwala, by decyzje terapeutyczne były warunkowane liczbą postów, sam siebie deklasuje do roli wykonawcy usług – i wizerunkowo, i etycznie.
Gdy chirurg plastyczny zgadza się wykonać trzy poważne zabiegi operacyjne podczas jednej sesji – i to w ramach barteru z influencerem – bez pełnej kwalifikacji medycznej, przygotowania przedoperacyjnego i psychologicznego pacjenta, ryzykuje nie tylko życie tej osoby. Ryzykuje fundament własnej profesji – zaufanie społeczne do zawodu lekarza, który z definicji ma służyć zdrowiu, nie algorytmom.
Chirurgia plastyczna to nie transakcja – to interwencja medyczna w złożony, wrażliwy system biologiczny, jakim jest ciało człowieka. I nie da się tego uprościć do formatu „przed i po” na Instagramie.
Zespół stresu pourazowego (PTSD) po operacji nie zna terminu „współpraca z marką”.
Układ sercowo-naczyniowy nie negocjuje czasu trwania znieczulenia z agencją reklamową.
Nerki i wątroba nie weryfikują, czy pacjent zjadł sushi z chirurgiem dzień przed operacją – one po prostu przestają działać, jeśli przekroczymy fizjologiczne granice.
Pacjent nie może być traktowany jak „produkt końcowy” dla celów promocyjnych, a operacja – jak szybki content, który musi powstać „bo harmonogram publikacji jest napięty”.
Ciało nie działa jak algorytm.
Nie reaguje na zasięgi, lajki, hashtagi. Reaguje na:
- niedotlenienie,
- przeciążenie metaboliczne,
- brak równowagi elektrolitowej,
- niedosyt snu,
- źle dobraną technikę chirurgiczną,
- zbyt szybkie tempo decyzji,
- nieprzygotowaną psychikę pacjenta.
Zawód lekarza – w szczególności chirurga plastycznego – wymaga odwagi nie tylko technicznej, ale moralnej. Odwagi, by powiedzieć „nie” tam, gdzie prosi się o zabieg tylko dlatego, że zwiększy widoczność profilu w sieci.
Bo marketing można odbudować. Życia – już nie.
ZASTRZEŻENIE Treści z naszego portalu są jedynie wskazówkami dla zainteresowanych i zawsze rekomendujemy skonsultowanie się z wykwalifikowanym specjalistą w przypadku jakichkolwiek pytań lub wątpliwości dotyczących danego tematu. Nie są to treści edukacyjne. Administratorzy portalu nie ponoszą żadnych konsekwencji wynikających z wykorzystania informacji zawartych na naszych stronach. Wszelkie treści umieszczane na niniejszej stronie internetowej chronione są prawem autorskim.